poniedziałek, 30 maja 2016

8. Nothing's changed


Lubił Włochy. Tamtejsze tempo i sposób życia, szczególny klimat, życzliwość ludzi, którzy pozostawiali mu margines prywatności, jakiego od wielu lat nie zaznał w Polsce. Miał wszystko, czego potrzebował. Do tego wreszcie nie wracał do pustego mieszkania, miał kto na niego czekać, miał z kim spędzać ciepłe jesienne wieczory, siedząc na balkonie i wdychając słodkie włoskie powietrze. Czuł się dobrze fizycznie i gra sprawiała mu coraz większą przyjemność. Widział, że idzie do przodu, z dnia na dzień obserwował swój rozwój i nie było rzeczy, która w życiu sprawiałaby mu więcej satysfakcji. Był względnie szczęśliwy. Włoska kuchnia, wino i siatkówka – wszystko odpowiadało mu w każdym calu. No, może prawie wszystko.
            Odetchnął głęboko, wpatrując się w zarys gór majaczący na horyzoncie. Apeniny górujące nad miastem dodawały Maceracie uroku i wyjątkowości, a Bartek, co do tej pory mu się nie zdarzało, zaczął to doceniać. Lubił przesiadywać po wieczornych treningach na balkonie i oglądać zachody słońca, bijąc się z myślami i poczuciem winy, które coraz bardziej zżerało go od środka. Chociaż od katastrofy minął już ponad miesiąc, wciąż uciekał przed tym, co zrobił i nie potrafił podjąć żadnych kroków. Był na siebie wściekły, a jego serce łamało się za każdym razem, gdy patrzył w radosne i pełne nadziei oczy Natalii. Musiał jej powiedzieć, ale nie miał odwagi. Nie potrafił. W głębi duszy wiedział, że nie poradziłby sobie, gdyby stracił też ją.
            Usłyszał dźwięk swojego telefonu, który machinalnie wyjął z kieszeni. Uśmiechnął się pod nosem i odebrał, rozsiadając się wygodniej na leżaku.
            - Nic się nie odzywasz, cholerny buraku – usłyszał natychmiast, gdy tylko przyłożył telefon do ucha. – Myślisz, że ktoś cię zwolnił z obowiązku meldowania się u mnie raz w tygodniu w momencie, kiedy wyjechała z tobą Natka? N-I-E. Ola tu od zmysłów odchodzi, martwi się, a ja nawet nie wiem, co mam jej powiedzieć, no bo sam nie wiem, co u ciebie i czemu się nie odzywasz! Stary, ostatnio to chyba w Warszawie z tobą gadałem.
            - Siemasz, Pit.
            - No hej, hej – westchnął Nowakowski, a w tle dało się słyszeć ciche miauknięcie.
            - Świetna mowa, uczeń przerósł mistrza. Jesteś gorszy niż moja matka. – Bartek wzdrygnął się, przypominając sobie kazanie, jakie kilka dni wcześniej sprawiła mu rodzicielka. No tak, rzeczywiście był beznadziejnym synem, nie dzwonił, nie pisał, jeszcze chwila i państwo Kurkowie pomyśleliby, że ich syn postanowił żyć własnym życiem. Czy coś.
            - Nie śmiałbym z nią konkurować. Tak oficjalnie – dodał środkowy po chwili namysłu.
            - Nikt by nie śmiał. Co słychać, Piter?
            - Nie wiem, czy to jest dobry moment, ale nie wiem też, czy będzie lepszy, więc wykorzystam fakt, że udało mi się z tobą po ludzku, no w miarę, porozmawiać – zaczął Piotr w typowy dla siebie sposób. Bartek pokręcił głową, próbując sobie przypomnieć skąd wzięła się ksywka „Cichy Pit” i czy przypadkiem komuś coś się nie pomyliło. – Stary, oświadczyłem się.
            Bogu dzięki za refleks siatkarza, który umożliwił Bartkowi podtrzymanie sobie szczęki, nim ta uderzyła o balkonowe płytki. Próbował przetworzyć to, co przed chwilą usłyszał, ale ewidentnie mu nie szło. Dobrą minutę zajęło mu wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
            - O kurwa – mruknął. – I co, zgodziła się?
            Piotrek po drugiej stronie słuchawki prychnął.
            - W lipcu ślub, nie planuj wakacji – oznajmił Nowakowski tonem nieznoszącym sprzeciwu. – I wiesz, chciałbym, żebyś był moim drużbą.
            Bartek, który w jednej chwili poczuł się zwyczajnie staro, pokiwał głową, nie zważając na to, że przyjaciel go nie widzi. Rzucił delikatnie przerażone spojrzenie Natalii, która pojawiła się na balkonie z miską czekoladowych płatków z mlekiem i spojrzała na niego pytająco. Nie przejmując się specjalnie tym, że Piotrek go słyszy, wypalił:
            - Kurna, Natka, Piotrek oszalał. Żeni się.
            - Gratulacje Piotrek – zawołała, przysuwając się bliżej Bartka, by Nowakowski mógł ją lepiej usłyszeć. – Chociaż jeden prawdziwy facet, który potrafi podjąć męską decyzję!
            Bartek poczuł, jak jego żołądek obraca się na drugą stronę. Nigdy nie myślał o ślubie. To znaczy – myślał, ale w jego wyobrażeniach była to tak odległa przyszłość, że nawet nie zawracał sobie nią głowy. Skupiał się na teraźniejszości, nie planował nic z dużym wyprzedzeniem. Pierwszy raz w jakikolwiek sposób poruszyli ten temat z Natalią i poczuł się dziwnie nieswojo. Nie chciał ślubu, garnituru, tłumu gości, wszechobecnej bieli i różu, które przyprawiałyby go o mdłości. O ile nie przepadał za czworonogami, o tyle życie na tę tak zwaną kocią łapę było dla niego wygodne. Nigdy nie zadał sobie pytania, czy Natalia myślała o tym w ten sam sposób i przeraziła go wizja, że ich poglądy mogłyby się różnić.
            - Jak ruszysz dupę, Bartoszku, to możemy wziąć podwójny ślub! – Piotrek zapiszczał niczym nastolatka na pierwszym w życiu poważnym meczu siatkówki. – O matko, stary, to by było coś!
            - Ta – potaknął, mając nadzieję, że jego dziewczyna nie słyszała słów Nowakowskiego. Natalia jednak weszła z powrotem do środka, nie zwracając uwagi na dalszą rozmowę. – Piotrek, rozmawiałeś może z Marceliną?
            - Rozmawiałem – odpowiedział, znacznie poważniejąc. – I bardzo zastanawia mnie fakt, dlaczego ty nie rozmawiałeś. O co się znów pożarliście, co?
            Bartek uśmiechnął się pod nosem, odganiając od siebie wspomnienia nocy, która nigdy nie miała choćby najmniejszego prawa się wydarzyć. Tak cholernie by chciał, żeby skończyło się jedynie na kłótni; żeby na siebie pokrzyczeli, wyrzucając sobie wszystko, co leżało im na sercach i pogodzili się, nie dochodząc do kompromisu, a po prostu nie mając już sił na dalsze sprzeczki. Wszystko wyglądałoby teraz tak kompletnie inaczej. I, kto wie, może nawet byłby w stanie poważnie rozważyć możliwość tego podwójnego ślubu, o którym wspominał Piotrek?
            - Powiedz mi po prostu, co u niej – poprosił Bartek, ściszając głos.
            - Twierdzi, że w porządku – westchnął Piotrek. – Ale wiesz, ty jak w szkole złamałeś rękę na meczu, to też twierdziłeś, że wcale cię nie boli i dokończyłeś grę. A potem przez dwa miesiące siedziałeś z gipsem po pachę. Zmieniła się strasznie.
            Ja ją zmieniłem, przemknęło mu przez myśl, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Zmieniła się, ale jak? Chciał ją zobaczyć, usłyszeć. Najzwyczajniej w świecie za nią tęsknił i nie mógł sobie wybaczyć, że tak spaprali to, co mieli.
            - Opiekuj się nią, dobra, Piotrek?
            - Zachowujesz się, jakbyś miał nie dożyć jutra, albo co najmniej już nigdy więcej z nią nie rozmawiać – prychnął rzeszowski środkowy. – Zadzwoń do niej po prostu i pogódźcie się, cokolwiek tam sobie nie powiedzieliście.
            - Nic. My sobie nic nie powiedzieliśmy.

~*~
            Coraz częściej spędzała bezsenne noce, siedząc na parapecie i paląc kolejne papierosy. Rudy kot plątał się po mieszkaniu, co i rusz zwijając się w kłębek i zasypiając chyba tylko po to, by za chwilę wstać i z przeraźliwym miauknięciem przenieść się w nowe miejsce. Z zepsutego kranu w równych odstępach czasu kapały krople wody, a wskazówki zegara ściennego wiszącego koło lodówki przesuwały się jakby wolniej. Ostatnio czas biegł inaczej, tak jej się przynajmniej wydawało. Generalnie jakoś dużo się zmieniło.
            Jej życie zaczęło się opierać jedynie na studiach, pracy, bezsennych nocach i pływaniu, do którego niedawno postanowiła wrócić. W zasadzie nie zrobiła żadnych postanowień, powrót na basen był czymś równie naturalnym jak powrót na uczelnię wraz z nowym rokiem akademickim. Najzwyczajniej w świecie pewnego dnia doszła do wniosku, że cholernie brakuje jej treningów i że niezależnie od tego, jak bardzo będzie starała się odciąć od przeszłości, nigdy jej się to nie uda. W końcu poświęciła pływaniu znaczną część swojego życia. Znów cieszyło ją pokonywanie coraz dłuższych dystansów, łakome łapanie powietrza i zapominanie o świecie. Wychodziła z wody dopiero, gdy mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa i za pomocą bolesnych skurczy dawały jej znać, że osiągnęła swój limit.
            Robiła wszystko, by nie rozpamiętywać, żeby nie tęsknić i by zagłuszać coraz większe wyrzuty sumienia, co skutecznie uniemożliwiały jej takie noce jak ta. Przemyślała swoją obecną sytuację chyba w każdy możliwy sposób i wciąż nie widziała dla niej żadnego sensownego rozwiązania. Bolało ją to, jak wyglądała – albo raczej jak nie wyglądała – jej obecna relacja z Bartkiem. Bała się zadzwonić, napisać i spytać, co u niego. Czy i jak sobie radzi. Bo ona nie radziła sobie wcale, co chyba zresztą doskonale wyczuł Nowakowski. I jej matka, oczywiście.
            Tydzień po wyjeździe Bartosza pani Perlińska stawiła się w mieszkaniu córki bez żadnej zapowiedzi i dokonała generalnej rewizji. Uniosła pytająco brwi, natknąwszy się na puste i te jeszcze nierozpakowane paczki papierosów, a widząc zawartość lodówki, załamała ręce. Tego samego dnia wieczorem, gdy Marcelina wróciła z uczelni, matka przywitała ją ciepłą kolacją i butelką czerwonego wina, tłumacząc, że zdecydowanie za rzadko ze sobą rozmawiają i że nie tak powinny wyglądać relacje matki z córką. Jak gdyby jakiekolwiek stworzone przez Marcelinę relacje międzyludzkie były poprawne pod jakimkolwiek względem.
            - Siedziałam sobie tutaj dzisiaj i tak w zasadzie… - zaczęła pani Perlińska, nakładając córce olbrzymią porcję zapiekanki serowej na talerz - minęło sporo czasu, odkąd się wyprowadziłaś, a ja jakoś nie zarejestrowałam jego upływu. I tego, że kompletnie się od siebie odsunęłyśmy. Nie chcę być dla ciebie matką na papierze, Marcela. I jeżeli będziesz miała jakiekolwiek problemy, możesz z nimi do mnie przyjść. Wiesz o tym, prawda?
            Blondynka pokiwała głową i wlepiła spojrzenie w blat stołu. Cholernie chciała komuś się wygadać, ale wiedziała, że matka nie była odpowiednią osobą. Bo niby jak zareagowałaby na fakt, że jej jedyna córka przespała się ze swoim wieloletnim przyjacielem, który, notabene, miał stałą partnerkę? W dodatku miesiąc po tym, jak jej własny facet zdradził ją z inną kobietą? Nawet nie mogła powiedzieć, że wie, jak boli, gdy ktoś, kogo kochasz, zawodzi cię w taki sposób. Ona nigdy nie kochała Fabiana, a i tak poczuła się zraniona i upokorzona. Nie chciała sobie wyobrażać, co poczułaby Natalia, gdyby się dowiedziała.
            - Mamuś, mnie się naprawdę nic nie dzieje – uśmiechnęła się.
            - To przez Fabiana?
            - Nie – zaprzeczyła natychmiast, przemycając Lorensowi kawałek kurczaka z zapiekanki. – My po prostu do siebie nie pasowaliśmy, nic wielkiego się nie stało. W sumie to nawet dobrze, że się rozstaliśmy, bo nie było sensu dłużej ciągnąć całą tę farsę.
            Matka westchnęła głośno i otworzyła wino, jakby czuła, że nie mogła w tej sytuacji zrobić wiele więcej. Wiedziała, że ciężko jej będzie dotrzeć do Marceliny, bo ta już kilka lat wcześniej zbudowała wokół siebie mur, przez który jedynie Bartek potrafił się przebić. Właśnie dlatego starszą Perlińską tak cieszyła przyjaźń tej dwójki – wiedziała, że jej córka zawsze ma na kogo liczyć i że może ją wypuścić w wielki świat. Nie przewidziała jednak, że Bartek wyjedzie z kraju, a Marcelina zamknie się w sobie jeszcze bardziej. Tak to przynajmniej interpretowała.
            - Tęsknisz za Bartkiem? – spytała po chwili namysłu, uważnie obserwując zmieniającą się twarz córki. Cokolwiek by jej teraz nie odpowiedziała, znała odpowiedź.
            - Jasne, że tak, mamo. – Marcelina uśmiechnęła się delikatnie. – Trzeci rok z rzędu go nie ma, a ja bardzo lubię, kiedy jest. Ale nic na to nie poradzę. Wyjechał, to i wróci. Jak zawsze.
            Nie była pewna, czy odegrała swoją rolę w sposób wystarczająco przekonujący. Matka zmarszczyła czoło, na początku jakby jej nie dowierzając, w końcu jednak odwzajemniła jej uśmiech i zebrała talerze. Zabrała się za zmywanie naczyń, nucąc swoją ulubioną piosenkę.
            - Twój ojciec chyba jednak miał rację, wiesz? – zachichotała pani Perlińska. – Ty z Bartkiem to faktycznie nie moglibyście być razem. A ja zawsze sądziłam, że  tak będzie.
            - Racja. Nie moglibyśmy być razem.
             Marcelina zaśmiała się na wspomnienie tamtej rozmowy i zgasiła papierosa na parapecie za oknem. Wyrzuciła niedopałek do kosza na śmieci i oparła się o ladę kuchenną, wpatrzywszy się w Lorensa śpiącego na kanapie. Im dłużej o tym wszystkim myślała, tym bardziej była pewna jednego – ona i Bartek z całą pewnością nigdy nie mogliby być parą, stworzyć całości. Jednocześnie bez niego czuła się dziwnie niepełna – jakby ktoś wydarł jej cząstkę serca czy duszy (nie była pewna, gdzie rzeczywiście mieszczą się ludzkie uczucia, ani czy to drugie w ogóle istnieje). Po raz kolejny zwalczyła w sobie chęć zadzwonienia do niego i powiedzenia o wszystkim, co czuła.
            Bała się, że ich drogi się rozeszły.
            Jeszcze bardziej się bała, co się stanie, gdy przypadkiem znów się zejdą.

***
tadaaaaam!
nie ruszyło po final four, ale teraz ruszyło. bardzo opornie, ale do przodu. jesteśmy, może wciąż w nie najlepszej  formie, ale jesteśmy i nie mamy zamiaru już nigdy zniknąć stąd na tak długo *chowam się ze wstydu* 
w tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim, którzy czekają i którzy pamiętają o tych moich dwóch Ziemniaczkach (właściwie to Ziemniaku i Kurczaku). i czemu ja wszystko do jedzenia odnoszę? nieważne. chcę po prostu podziękować i przeprosić. nawet nie wiecie, ile to znaczy.
Rozczarowania są dla mnie ważne, są próbą i swego rodzaju sprawdzianem. chcę sobie udowodnić, że potrafię doprowadzić coś, co sama zaczęłam, do końca.
do przeczytania, oby jak najszybciej!
PS. na dole bloga jest ankieta, więc klikajcie w miarę możliwości! (:

10 komentarzy:

  1. JESTEŚ
    jestem i ja
    i o Boże, tak jak nie przepadam w realu (hehe) za Pitem, tak tu go uwielbiam, jest tak pocieszny, że aż mam ochotę go przytulić i z nim pośmieszkować
    a Marcelki mi szkoda. tak się wszystko posypało w ciągu jednej chwili... jedyną dobrą rzeczą jest jej powrót do pływania, takie pójście w aktywność fizyczną na pewno pozwala jej mniej myśleć. i szkoda, że nie ma nikogo, kto mógłby się przez ten jej wewnętrzny mur przebić, bo rozmowa na pewno by jej pomogła. i idąc tym tokiem myślenia, już tak na sam koniec mam jedno pytanie: gdzie jest Adam i dlaczego nie pomaga Marcelce zapomnieć o Bartku? halo!

    dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszecie, więc wszystko wraca do normy. Kocham to!
    A z czym bardziej elokwentnym wrócę w wolnej chwili, ale wiedz, że to obłędnie kocham!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam! Chociaż zapewne nic mądrego nie napiszę, ale spróbuję, aby brzmiało to w miarę składnie i logicznie!
      Po pierwsze to ja strasznie za nimi tęskniłam. Tak bardzo, ale to bardzo mocno. Nosz kurczę, aktualnie nie ma wielu siatkarskich historii, które czytam. Garstka, dosłownie na palcach jednej ręki policzyć. Ale to jest specjalne. Ma szczególne miejsce w moim serduszku i, wiesz, dopiero gdy po tej długiej przerwie pojawił się tutaj nowy rozdział, poczułam, jak mocno za nim tęskniłam. Za nim, za Twoją Marceliną, za Twoim Bartkiem i wszystkim tym, co im tutaj piszesz. Bo historia jest nie byle jaka. Jest trudna. Jest inna. Jest nadzwyczajna. Taka, że czytam z szybciej bijącym sercem i strachem o to, co wydarzy się za chwilę. Bo z Tobą, to nie wiadomo, jak wyjechałaś z ostatnią sceną dwa rozdziały temu, to zbierałam szczenę z ziemi, kompletnie zastrzelona tym, co się zadziało.
      Ale do rozdziału.
      Nie lubię ich osobno. Tak cholernie bardzo nie lubię, gdy oni są w innych miejscach, a nie obok siebie. Pewnie tak było przez te x lat, odkąd Kurczak wyjechał do Rosji, ale w poprzednich rozdziałach oni ze sobą przebywali, a teraz... nie ma ich. Ona jest w Warszawie (dobrze pamiętam, że Celka tam studiuje?), on jest we Włoszech Z Natalią... I wciąż ich nie ma. Nie rozmawiają. Jedynym źródłem wzajemnych informacji jest Piter, ale on pewnie w końcu zacznie coś węszyć swoich długim nosem, albo w końcu będzie miał dość ciszy pomiędzy dwójką przyjaciół.
      A wiadome jest, że kiedyś w końcu przerwą tę ciszę. Bez ich konfrontacji ta historia nie pójdzie dalej. I cóż... Będzie musiało do niej dojść. Tylko kiedy? Jak? Co potem? Przecież oni oboje się męczą. Ona bez niego, czyli osoby, która jako jedyna była przy niej przez te wszystkie lata. On bez niej, ale też zżerany przez własnej sumienie, bo okłamuje Natalię, którą przecież (ponoć) kocha.
      Ech, wkopałaś ich w strasznie skomplikowaną sytuację. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że ich relacja to przede wszystkim wieloletnia przyjaźń, która może zostać zawalona jednym wydarzeniem, za którym na pewno stała cała masa pozytywnych i negatywnych emocji, które ich pchnęły w swoje ramiona. Rany, nie wiem, czy brzmi to skomplikowanie, patetycznie, czy po prostu głupio. Pewnie wszystko na raz.
      No, okej, koniec moich bezsensownych wynurzeń. Liczę, że kolejny rozdział będzie o wiele szybciej. Kocham ich straszliwie, Ciebie jeszcze bardziej, więc no, niech ta moja miłość będzie porządnych argumentem do tego, by piiiisaaaać. Tym bardziej, że jedziemy do Rioioio, więc teraz siatkarzyki potrzebują szczególnej uwagi. O!

      Ściskam Cię baaaaardzo mocno (nie mogę się doczekać, aż ZNOWU zrobię to na żywo) i trzymam kciukaski za pisanie. Pisz, pisz! To TWOJA historia! <3

      Usuń
  3. Jejku, jak mi brakowało Ziemniaczków albo jak sama to określiłaś - Ziemniaka i Kuraka. Szkoda, że w tym rozdziale Kurczę nie jest tak szczęśliwe jak dziś, gdy tańczył sambę, ale w sumie sam może być sobie winien, podobnie jak Marcela. Nie da się ukryć, że ta katastrofa przyniosła czarne chmury, które teraz wiszą nad ich relacją, zwłaszcza teraz, gdy są oddaleni od siebie o tysiące kilometrów. Nie zmienia to jednak faktu, że im dłużej będą tę sprawę odkładać tym gorzej dla nich. Już nie wspominając o tym, że przecież Bartek jest z Natalią, która niby to w żartach, niby na serio, napomknęła o ślubie przy okazji zaręczyn Pitera (czy wspominałam ci jak bardzo uwielbiam to, w jaki sposób przedstawiłaś tutaj Cichego?). Aj, nieźle się tutaj zagmatwało, ale ja tam bardzo lubię czytać takie dramy, więc czekam z niecierpliwością na następny, ściskam mocno i życzę dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No siema, miałam byc jutro, a przyszłam sobie dzisiaj. Stęskniłam się za nimi, ojoj.

    Jezu, to się zawsze wszystko tak komplikuje po takich akcjach, a mi jest tak strasznie przykro, bo to przecież NAPRAWDĘ wystarczy tylko porozmawiać, serio, im dłużej to się będzie przeciągać, tym będzie im trudniej, nie dogadają się i kloOoOoOoOOOOOoops. A zakładam, że nikt tutaj tego nie chce, nie?
    Poza tym, ile typ może oszukiwać swoją kobietę? Natalia coś przebąkuje o ślubie, zaręczyny Pita nie pomagają, a Bartek ma tutaj chyba już niezły mętlik w głowie. Zresztą, umówmy się, Marcela pewnie ma nie mniejszy, skoro dzieją się z nią takie rzeczy i w ogóle. Biedna dziewczyna, jakoś tak się zapętliła i w ogóle znowu stawia mur, szkoda, że tym razem dzielący ją i jedyną osobę, która była w stanie do niej dotrzeć.
    Jeju. Jeeejku.

    No. Nie uciekaj już na tak długo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja się cieszę, że wreszcie napisałaś ten rozdział! Ale jednak bardziej mi smutno, no bo przyjaźń między Marcelą, a Bartkiem praktycznie już nie istnieje. Na pewno nie da się wrócić do tego, co było przed, ale przecież nikt nie powiedział, że nie potrafią już stworzyć czegoś równie fajnego? Czasem warto spróbować, nawet jeśli będzie trudno. Szkoda by było, gdyby jednak ich przyjaźń się rozpadła. Chyba powinni szczerze odpowiedź sobie na pytanie, dlaczego się ze sobą przespali, bo - skoro już to zrobili, a byli dobrymi kumplami - może między nimi jednak jest jakaś chemią, którą być może nie zauważają lub nie chcą zauważyć?
    Generalnie mają trzy wyjścia z tej sytuacji: spróbować się mimo wszystko dalej kumplować, spróbować być razem, zapomnieć o sobie. Na razie niestety wszystko zmierza ku temu ostatniemu, ale ja wierzę, że się ogarną i pogadają albo chociaż los podaruje im okazję ku wyprostowaniu kilku spraw.
    (ten komentarz to taki szajs, sorki :c)
    Generalnie to nie mogę doczekać się dalszych części, ale może nie każ nam już czekać tak długo. ;) Wenki!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie nadaje się już ani do tego świata, ani do komentowania, ale nadaje się do czytania, dlatego krzyczę do ciebie, że masz pisać i subtelnie zaznaczam swoją obecność. Pisz, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Welcome back! Może być długo, może być z przerwami - ważne, żebyś pisała i żebyś zdała ten sprawdzian!
    No i co te Ziemniory narobiły? Jedno się boi drugiego. I samych siebie w dodatku też. Straszna rzecz się stała, no ale proszę państwa... Coś czuję, że bez osób trzecich się, niestety, nie obędzie. I znów nie mogę się zgodzić z Marcelką - nie uważam, żeby nie mogli być razem. :>
    Weny dużo życzę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Sytuacja nie do pozazdroszczenia.
    Oboje są uparci, przestraszeni i niepewni tego, co właściwie ma do powiedzenia druga strona. Bartek ma Natalię - jej obecność w pewnym sensie mu pomaga, ale w innym jeszcze bardziej dobija. Przypomina o tym, jak ją skrzywdził, chociaż nie jest tego jeszcze świadoma. Marcelina jest w gorszej sytuacji. Spędza bardzo dużo czasu samotnie. A z tego nie ma niczego dobrego - ciągle myśli, analizuje, obwinia siebie i Bartka...
    Jest jeszcze Piotrek. Skoro dostał od Kurka zadanie, żeby opiekować się Marceliną, pewnie weźmie to sobie do serca. A kto wie, czy jego rola nie będzie dużo, dużo ważniejsza? Chciałabym, żeby się dowiedział. Obiektywnie mógłby na ten temat wiele powiedzieć, zwłaszcza, że ma kontakt i z Bartkiem, i z Marcelą.
    Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

    OdpowiedzUsuń