sobota, 6 lutego 2016

7. You ruin me.


Rozczarowywał się.
            W swoim stosunkowo niedługim życiu rozczarowywał się stosunkowo często. Ciągle robił sobie nadzieje i wciąż coś je w nim zabijało – nawet jeśli tym czymś był tylko jego nieuzasadniony domysł, niedopowiedzenie albo zbyt wnikliwa obserwacja twarzy pewnej dziewczyny w trudnej dla niej sytuacji.
            Podobała mu się, odkąd tylko pamiętał. Od momentu, w którym pierwszy raz przekroczyła próg sali wykładowej, zajęła jedno z wolnych miejsc i w skupieniu zaczęła gryźć ołówek. Przyjrzał się jej uważnie już wtedy – cztery lata wcześniej, kiedy to z wolna przestudiował każdy centymetr jej twarzy. Była niesamowicie ładna. Na pozór niczym się nie wyróżniała – szczupła blondynka raczej przeciętnego wzrostu, bez żadnych szczególnych cech, bez czegokolwiek nadzwyczajnego. A jednak jej twarz wryła mu się w pamięć już po pierwszym spotkaniu.
            Cholernie długo zajęło mu zdobycie się na rozmowę z nią – na pierwszą, niezobowiązującą wymianę zdań, która dla niej pewnie była jedną z niewiele znaczących pogawędek ze znajomym z uczelni. Choć właściwie nie dało się ich nazwać znajomymi. Chciał to zmienić, kilka razy nawet był zdeterminowany do tego stopnia, że już otwierał usta, by gdzieś ją zaprosić. Ale zanim zdążył cokolwiek zaproponować, ona odbierała telefon od swojego aktualnego partnera, albo żegnała się z nim, wymawiając się umówionym spotkaniem.
            I kiedy wreszcie mu się udało, kiedy się przełamał i już zaczęło mu się wydawać, że dziewczyna, która od czterech lat tak cholernie mu się podobała, najzwyczajniej w świecie go polubiła, znów stracił nadzieję. Jasne – Marcelina miała w ciągu tych kilku lat wielu chłopaków, o których w rozmowach z kolegami czy koleżankami wyrażała się z bardziej lub mniej słyszalną sympatią w głosie. Zdążył się przyzwyczaić do myśli, że ona bezustannie jest z kimś. Tak, jakby nie potrafiła znieść samotności, jakby puste miejsce w jej łóżku sprawiało jej fizyczny ból – tak przynajmniej po pewnym czasie zaczął ją odbierać. Ale nigdy nie zobaczył w jej oczach tylu emocji, iskierek niepokoju i uczuć  tak silnych, że nic nie wydawało się być w stanie ich pokonać, jak poprzedniego dnia.
            Kolejny raz się rozczarował. Postanowił się odsunąć na bok, walcząc z nieprzyjemnym uciskiem w klatce piersiowej. Kolejny raz poczuł, jak wypuszcza z rąk coś, o czym od dawna marzył i czego tak naprawdę nigdy w nich nie trzymał. Delikatnie musnął opuszkami – tak. Ale nigdy naprawdę tego nie miał. Ona nigdy nie wyraziła niczego więcej, niż chęci zaprzyjaźnienia się, o ile sama przyjaźń nie była tutaj zbyt wielkim słowem. Fakt, rzuciła kilka zdań, które mogłyby zasugerować, że myśli o nim w trochę innych kategoriach niż tylko jak o koledze ze studiów, który czasem mógłby podesłać jej notatki, ale nigdy nie dała mu powodów, by rzeczywiście robił sobie nadzieję.
            Adam westchnął, wpatrując się w telefon komórkowy, który od poprzedniego dnia milczał jak zaklęty. Nie dostał od niej ani jednej wiadomości, żadnego cholernego smsa, że wszystko jest w porządku, że głupio wyszło. Cokolwiek. Zadowoliłaby go cholerna kropka.
            Rozczarował się. Choć tak naprawdę nie miał ku temu powodów.
            Rozczarował się, ale nie miał zamiaru się poddać. 

~*~

            Obudziło ją trzaśnięcie drzwi. I dźwięk rozpadającego się serca.
            Tak przynajmniej zinterpretowała wydane przez siebie jęknięcie. Odwróciła się, by upewnić się, że miejsce po lewej stronie łóżka jest puste, choć czuła bijące stamtąd zimno. Przesunęła palcami po białym prześcieradle, zamknąwszy oczy. Chciała, żeby to, co przypominała sobie z poprzedniego wieczora i minionej nocy, okazało się jedynie snem. Popieprzonym koszmarem, który nie miał prawa wydarzyć się naprawdę. Odrzuciła kołdrę i jęknęła na widok swojego nagiego ciała. To nie miało prawa tak się skończyć.
            Odczuła przemożną chęć zapalenia papierosa. Narzuciła na siebie pierwszą lepszą koszulkę i założyła figi, które znalazła w szafce. Przegrzebała swoją torebkę w poszukiwaniu niebieskich LMów. Znalazła pudełko z jednym papierosem w środku i zaklęła głośno. Odpaliła go od palnika na kuchence, bo nie miała nawet cholernej zapalniczki. Zaśmiała się, widząc w lustrze swoje odbicie. W rzeczywistości wcale nie było jej do śmiechu.
            Zaciągnęła się mocno i powoli wypuściła dym z płuc. Nie analizowała. Nie chciała myśleć o tym, co zrobiła. O tym, co zrobili. Bała się, do czego doprowadziłoby ją rozłożenie wszystkiego na czynniki. Bała się, bo tak bardzo zabolało ją pieprzone trzaśnięcie drzwiami. I to, że nie znalazła w domu żadnej cholernej karteczki, że nie zostawił jej ani jednej wiadomości. Że nie powiedział ani słowa, ale po prostu wyszedł i zostawił ją samą z tym wszystkim. Z poczuciem winy, z jednym papierosem, kiedy potrzebowała co najmniej dwóch paczek, z kotem, który wbił w nią swoje oskarżycielskie spojrzenie i z myślami, które dość niezręcznie od siebie odpychała.
            Usiadła na parapecie i wyjrzała przez okno. Plac zabaw był zupełnie opustoszały – nie licząc pary wron, które usiadły na jednej z huśtawek, co w gruncie rzeczy nie powinno nikogo dziwić, zważywszy na to, że był koniec września, w dodatku poranek. Westchnęła głośno i pokręciła głową, nie dowierzając swojej głupocie, naiwności i nieodpowiedzialności.
            Przyjaciele nie chodzą razem do łóżka.
            Nie rozumiała, jak w ogóle mogli do tego dopuścić. Jak mogli zachować się tak głupio i nieodpowiedzialnie. Zaprzepaścić wszystko, co mieli – bo jakoś nie wierzyła, że po czymś takim mogliby na siebie spojrzeć tak jak kiedyś. Bez wyrzutów, wzajemnego obarczania się winą. By mogli sobie znowu zaufać. Spieprzyli. Wiedziała, że spieprzyli już w momencie, kiedy wczoraj zapomnieli o jakimkolwiek hamulcu, a głuche trzaśnięcie drzwi, które ją obudziło, tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu. Za dobrze znała zarówno siebie jak i Bartka, by nie wiedzieć, jak po przemyśleniu sprawy, oboje będą się zachowywać. W gruncie rzeczy byli cholernymi tchórzami. Oboje.
            Nie była nawet pewna, czy było warto. Wręcz przeciwnie – miała nieodparte wrażenie, że nie było. Że ta cholerna chwila słabości zaprzepaści wszystko to, na czym najbardziej jej zależało. W końcu nie wierzyła, by dało się włożyć dłoń w szalejący ogień i się nie sparzyć. Przecież mogła trzymać się o krok od płomieni – w bezpiecznej odległości, pozostawiając sobie margines błędu. Mogła nie ryzykować. W odpowiedniej chwili powiedzieć nie. Nie potrafiła.
            - Lor, czy ja zawsze muszę coś tak niemiłosiernie spartolić? – jęknęła, rzucając kotu mętne spojrzenie. – Kurwa, jak mogłam?
            Przed oczami miała najróżniejsze obrazy. Bartka w szkolnej ławce, na boisku, wylewającego z siebie siódme poty na treningu, w kuchni próbującego ugotować coś więcej niż wodę na kawę, na basenie, kiedy ze stoperem w dłoni kucał przy murku i mierzył jej czas, rzucając ciągle, że może być lepiej, aby ją zmotywować. Kiedy na szkolnej sali gimnastycznej próbował nauczyć jej zagrywki sposobem górnym, krzycząc i załamując się nad reprezentowanym przez nią poziomem, żadne z nich nie sądziło, że ten prosty element siatkówki nie będzie jedyną rzeczą, którą tak koncertowo spieprzy.
            Westchnęła, uświadamiając sobie, jak wiele błędów popełniła w ciągu ostatnich lat. Odpuściła pływanie, bo nie dawała rady. Nie potrafiła tak jak on zacisnąć zębów, zmusić się do treningu w imię widma medalu na mniej lub bardziej prestiżowych zawodach. Nie umiała zawalczyć, zwłaszcza w momencie, w którym pływanie przestało sprawiać jej przyjemność, a stało się przykrym obowiązkiem. Prawdopodobnie ona jedna wiedziała, jak wiele kosztowała ją ta decyzja i ile razy jej żałowała. Od samego początku miała wątpliwości, czy postąpiła słusznie, choć jednocześnie nie chciała do tego wracać. Znacznie lepiej czuła się na trybunach. Postępowała zgodnie ze swoją intuicją, z tym, co wydawało jej się dobre dla niej. Nie słuchała innych.
            Od tylu lat nie umiała naprawdę się zakochać. Miała wrażenie, że tak naprawdę udało jej się to tylko raz. Ale zrezygnowała z tej miłości dla niego. Prawda była taka, że ze wszystkiego była w stanie dla niego zrezygnować. Był nieodłącznym elementem jej życia, bez którego nie wyobrażała sobie swojej egzystencji.
            Myśl, że od teraz tak to mogło wyglądać, uderzyła ją niczym grom z nieba.
            Nie umiała bez niego funkcjonować. Od najmłodszych lat żyli obok siebie, dzieląc się ze sobą każdą myślą, każdą chwilą, wszelkimi emocjami. Biegli do siebie, by pochwalić się prezentami od Mikołaja i wspólnie szli lepić bałwana, nawet gdy śniegu było za mało, by ulepić choćby jedną kulę. On zawsze zostawiał jej pół swojego chupa-chupsa, a ona co niedzielę chowała dla niego kawałek szarlotki, by mógł go zjeść po powrocie z meczu. Nic w życiu nie zabolało jej bardziej niż wiadomość, że wyjeżdża do Rosji. Wtedy Rosja wydawała jej się pieprzonym końcem świata – świata, w którym nie umiała, a przede wszystkim nie chciała poradzić sobie bez niego. W końcu kto inny każdorazowo przypalałby jej popcorn?
            Wtedy wiedziała jednak, że z Rosji Bartek wróci. Były telefony, maile. Nawet dwa razy udało jej się go odwiedzić. Teraz? Teraz nie mogło tak być. Nie po tym, co zrobili. A poza tym – Bartek miał Natalię.
            Natalia.
            Kiedy Marcelina uświadomiła sobie, że nie są w tym gównie tylko we dwoje, zrobiło jej się słabo. Wyrzuciła zgaszonego papierosa przez uchylone okno, wciągnęła naprędce legginsy i wybiegła z mieszkania, nie myśląc o niczym.
            Biegła.
            Przed siebie i bez najmniejszego celu. Chciała zagłuszyć myśli i narastające w niej wyrzuty sumienia. Wyrzuty, które teraz nagle zaczęły ją zżerać. Jak mogła być taką cholerną idiotką?

~*~

            Nigdy się nie spodziewał, że przerośnie go spojrzenie jej w oczy.
            Wysiadł z samochodu, by przejąć jej walizkę i przywitać się z jej rodzicami. Odetchnął głęboko, próbując wyrzucić z pamięci poprzednią noc. Zdobył się nawet na uśmiech, który prawdopodobnie był najbardziej nieszczerym w całym jego dotychczasowym życiu. Chciał uciec – nieważne dokąd, ani jak długo musiałby biec. Sam nie wiedział, ile kosztowało go to na pozór normalne zachowanie. Był idiotą.
            - Bartek, co jest? – spytała, kiedy siedzieli w samochodzie tylko we dwoje. Patrzyła na niego z troską, czego za wszelką cenę starał się nie dostrzec. Włączył kierunkowskaz i wyprzedził samochód jadący przed nimi, choć wcale nie było takiej potrzeby. – Bartek!
            Wzruszył ramionami.
            - Wszystko okej.
            Nie było okej. Było całkowicie i pod każdym możliwym względem nie-okej. Wyrzuty sumienia dopadały go z każdej strony i rozszarpywały na malutkie kawałeczki. Do tego miał nieodparte wrażenie, że zachował się jak ostatni sukinsyn, nie zamieniając z Marceliną ani słowa. Najzwyczajniej w świecie nie potrafił. Był na siebie wściekły, bo wiedział, że to na nim leżała cała wina. Wiedział, że spieprzył, że zrobił coś, czego nie miał prawa zrobić. Że był nieuczciwy i że prawdopodobnie zawalił nie tylko najważniejszą przyjaźń w jego życiu, ale także związek, w którym pokładał duże nadzieje.
            Był tchórzem. A coś, co ściskało go za serce na samą myśl o tym, co zrobił, nie pozwalało mu opowiedzieć o wszystkim Natalii. Przecież nie mógł teraz jej stracić.
            - Stresujesz się lotem? – spytała, wyrywając go z zamyślenia.
            - Nie – odpowiedział bez zastanowienia. – Zupełnie nie.
            - Bartek, to może ty nie chcesz wyjeżdżać? – nieśmiały głos Natalii ukłuł go w samo serce. Cholera, był nieodpowiedzialnym gnojkiem, który nie potrafił docenić tego, co miał. Który nie liczył się z ludźmi. Był pieprzonym egoistą. Nie zasłużył na to wszystko, co go spotykało.

            - Chcę – odpowiedział, łapiąc blondynkę za nadgarstek. – Chcę jechać jak najdalej stąd.

***
uberraschung!
kto spodziewał się nas tak szybko? bo ja na pewno nie.
ja chyba po prostu lubię pisać smuty. 
więc perspektywa kolejnych rozdziałów wygląda zachęcająco.
poza tym korzystam z choroby (kiedy jestem zasmarkana, najlepiej mi się pisze)
miłego czytania i do następnego!

9 komentarzy:

  1. Myślę, że komentarz pod wpływem to najlepsze co dzisiaj zrobię. BARTEK, TY CHOLERO. DY GŁUPIA, KURKOWA, KUROWA, USZATA CHOLERO! JAK MOGŁEŚ? JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ MI, JEJ, IM, NAM? Wdech, (uwaga) wydech (zaskakujące), WCALE NIE ZAMIERZAM CIĘ ZABIĆ. A teraz raz, dwa, trzy - Bartuś wraca do Warszawy. Niech on mi się nawet nie odważy wyjeżdżać, bo nakopie mu tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Ma szczęście, że nie przeczytałam tego przed dzisiejszo-wczorajszym meczem. A to ci Kura! Niech go wyrzuty sumienia zżerają, a co! Marcelinke tak zostawić. Bezuczuciowiec. Cholerny bezuczuciowiec. No ja nie wiem czy mam jeszcze o czym z Drobiem rozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, znowu muszę zacząć komentarz od wyrażenia mojej wielkiej miłości do piosenki, której użyłaś przy rozdziale. I znowu się świetnie wpasowała w ten rozdział. Myślę, że Marcelina i Bartek tą nocą wzajemnie coś w sobie zniszczyli. Takie poczucie, że ich przyjaźń jest świetnym przykładem na to, że kobieta i mężczyzna mogą utrzymywać bliskie relacje bez jakichkolwiek bonusów. Ale tamtej nocy przekroczyli tę granicę i już nie mogą nic z tym zrobić, poza przyjęciem tego "na klatę". To było nieodpowiedzialne z ich strony, zwłaszcza że Bartek jest z Natalią, a Marcelina zaczęła kręcić się koło Adama. Do tego Kurak sobie teraz pojechał w cholerę i załatwienie tej sprawy twarzą w twarz jest o wiele trudniejsze, a takich sytuacji nie rozwiązuje się poprzez rozmowę telefoniczną. Oh, Zuz, co te Ziemniaczki najlepszego narobiły? Tak sobie wszystko komplikować, i to na własne życzenie! Ale mi to odpowiada, lubię dużo dram, a pewnie niejedna jeszcze przed nimi (i przed nami, czytelnikami, również). Ściskam mocno, wysyłam dużo weny, takiej weny bez chorowania najlepiej i czekam z niecierpliwością na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O rajku. Wiedz, że czytałam ten rozdział w środku nocy, po dwóch piwach i miałam w głowie jedno wielkie "ziuuum", ale wraz z każdym zdaniem coraz mocniej trzeźwiałam i w sumie skończyło się na łzach w oczach. Nie poleciały po policzkach, ale czuję, że to jeszcze nie był na nie moment. I czuję, że on dopiero nadejdzie, a wtedy będę riczeć naprawdę hardo.
    I jeszcze ta piosenka. Rany, tak bardzo w punkt. Tak bardzo o Bartku.
    Pięknie opisałaś to, w jaki sposób Bartek był zawsze w życiu Marceliny. W co drugim wspomnieniu, od dzieciństwa po ich dorosłe życie. Był niemal zawsze, a ona zawsze w jakiś sposób podporządkowywała mu swoje życie, bo był takim najstabilniejszym punktem w jej świecie. Myślę, że nawet sama nie zauważyła, gdy ta przyjaźń przestała być dla niej tylko przyjaźnią. A teraz... Co będzie teraz ze wszystkim tym, co między Celką a Bartkiem? Bo przyjaciele nie chodzą ze sobą do łóżka.
    DAMN. I z jednej strony tak bardzo nie dziwię się Bartkowi, że zwiał, ale z drugiej... Kiedy oni teraz porozmawiają? Jak dużo czasu minie, nim znów spojrzą sobie w oczy? Mogłabym tak w kółko, bo w mojej głowie pojawia się coraz więcej pytań, na które pewnie będziesz udzielać odpowiedzi z każdym kolejnym rozdziałem, ale no... kurczę. Rozwaliłaś mnie i to tak kompletnie. Gdybym nie miała ambitnego planu komentowania dzisiaj, to leżałabym na podłodze i o nich myślała. Może po konkursie...
    Raju, nie wyszedł mi ten komentarz. Jest znacznie więcej rzeczy, o których chciałabym tu napisać, ale nie potrafię ubrać ich w słowa. Wybacz, Zuz, ostatnio moje komentarze to najgłębsze dno świata. Miej po prostu świadomość, że totalnie rozłożyłaś mnie tym rozdziałem i boję się, co będzie dalej.
    Ściskam bardzo mocno. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rety, jak łatwo zniszczyć wydawałoby się niezniszczalną przyjaźń między kobietą a mężczyzną. Jednakże czy obok tej przyjaźni nie ma czegoś innego, jakieś podświadomej, odpychanej jak najdalej iskierki? Wydaje mi się, że Marcela i Bartek są na takim etapie znajomości, na którym nie poszliby do łóżka tak po prostu, bo burza emocji, pełno złości i tak dalej. Może coś do siebie czują, tylko boją się do tego przyznać nawet przed sobą samym w obawie, że zniszczą przyjaźń?
    Cóż, jedno jest pewne, przyjaźń już zniszczyli. Co prawda nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale zgaduję, że odbudowanie takiej przyjaźni po wspólnej nocy jest wręcz niemożliwe. Nie dziwię się Bartkowi, że uciekł bez słowa wyjaśnienia, bez patrzenia w oczy Marceli. Oboje muszę najpierw ochłonąć, by znowu nie padły niepotrzebne słowa. Na razie oboje uciekają, ale przecież tak nie da się żyć. Prędzej czy później, będą musieli się skonfrontować i bardzo mnie ciekawi, co z tego wyniknie.
    Namotali, kurde. Ale dla mnie, jako dla czytelnika to świetne posunięcie. Brawka!
    Trzymaj się, zdrowiej i pisiaj ładnie. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. może nie jestem normalna (nie, ja NA PEWNO nie jestem), ale uwielbiam dramy <3 i Zuz, w tym momencie nawet nie wiesz, jak bardzo zacieram dłonie na kolejne rozdziały, na te ich rozterki, niedopowiedzenia, milczenie... wiadomo, najlepsza dla nich wszystkich byłaby szczera rozmowa, ale nie dziwię się, że Bartkowi jest tak trudno się na to zdobyć. bo jednym ruchem spierdzielili wszystko, co do tej pory było poukładane i dobrze funkcjonowało. cały organizm i relację Marcelina - Bartek - Natalia. i teraz ciężko będzie to jakoś posklejać, ba, pewnie się nie da. a na pewno nie da się uchronić ich przed cierpieniem, nie da się.

    mnie za to ciekawi Adam. bardzo. co zrobi i ile wniesie do życia Marceli. bo nie bez powodu zaczęłaś rozdział z jego perspektywy, nie mylę się, prawda?
    pisz Zuz i dodawaj nowy jak najszybciej, ja czekam! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. halo, gdzie ja byłam przez ostatni miesiąc? bo na pewno nie tu. i jest mi z tego powodu bardzo, bardzo wstyd. możemy się umówić, że wciągnął mnie jakiś wir, albo coś?
    przeczytałam najpierw szóstkę i BUM. dostałam czymś hardo w łeb. bo jak to - Marcela i Kura wychodzą z roli przyjaciół i stają się kochankami? to znaczy ja miałam taką cichą nadzieję, że w końcu to już nie będzie on i ona tylko ONI, ale myślałam, ze stanie się to później, inaczej. Marcela też chyba chciała, żeby to było inaczej, co nie?
    chociaż wskakując już do siódemki, chyba chciałaby, żeby nie było tego w ogóle. no bo po pierwsze - co z Natalią? kurczę, wykreowałaś ją tutaj na taką świetną postać, że pierwsze co przyszło mi do głowy, gdy Kurak odważył się pocałować Celkę, to MATKO JEDYNA, BIEDNA NATALA. i jak Marcela spojrzy jej teraz w oczy? nie spojrzy? Bartek spojrzał, ale jednym okiem. przymkniętym w dodatku. no a po drugie - to, co się wydarzyło raczej nie uczyniło celkowo-kurkowej relacji lepszą. bo, jak sama napisałaś, przyjaciele nie chodzą razem do łóżka! coterazcoterazcoteraz? przecież teraz to oni nawet nie wytłumaczą sobie tej sytuacji, ani też bartkowego trzaśnięcia drzwiami, bo on wyjeżdża!
    także ten... pisz co teraz, bo ja tu ze zniecierpliwieniem zaglądać będę często, albowiem blogger jest świniakiem i czasem ma problemy z powiadomieniami :c
    weny, ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pierdolę.
    Tyle mam w głowie po przeczytaniu tego, co tu zastałam. Po tym, co zrobili Bartek i Marcelina. I podzielam jej chęć na papierosa.
    Dawno nie płakałam przez opowiadanie, podczas czytania Twojego miałam łzy w oczach, kilkakrotnie. Głównie przez Bartka, którego uwielbiam, bo było mi go po prostu cholernie szkoda. Bo obrazek Bartka oglądającego z trybun finał z Brazylią rozwalił mnie na kawałki.
    A potem był szósty i siódmy rozdział, potem zawalili już kompletnie, na całej linii. I pytanie, jak się z tego wyplączą, bo łatwo nie będzie.
    Bo po czymś takim przyjaźni się nie da odbudować. Po czymś takim są dwie drogi - albo związek, albo koniec znajomości. Mam nadzieję, że nie pójdą tą drugą drogą.
    Bo jest przecież jeszcze Natalia, która kocha Bartka, wspiera go, jest dobra, miła i na to nie zasłużyła. Swoją drogą czapki z głów, rzadko spotykam te "prawdziwe" dziewczyny czy żony sportowców przedstawione tak jednoznacznie pozytywnie, brawo.
    Coś konkretnego o Twoim stylu napiszę następnym razem. Teraz muszę się pozbierać psychicznie.
    Dziękuję. zostaję tu na dłużej
    pozdrawiam,
    Green [hurt-her-again]

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, napisalam piękny komentarz, a tu zrestartował mi się komputer. Najs.

    Masz to skończyć. Nie pozwalam i tego opowiadania porzucać. Serio, jest za dobre.

    Cholera, końcówka rozdziału szóstego - 11/10. Serio. Wiadomo, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje (a jednak - mam tylu zajebistych kumpli - to czemu nic takiego mi się nie zdarza?!?!?! xD), i wiadomo było, źe to tak się musi skończyć, bo to wisiało w powietrzu od samego początku tego opowiadania. Swoją drogą, Bartek, serio? Masz do Marceli wyrzuty, że puściła Fabiana z torbami? BŁAGAM. Co innego miała zrobić?
    Co teraz się stanie? Nie mam pojęcia. To w ogóle jest mój ulubiony trop w romansach, są kumple i nagle są czymś więcej, więc mocno kibicuję. Chyba... bo z drugiej strony jest jeszcze Natalia, ta dobra do szpiku kości Natalia... Ale zamąciłaś, kurde.
    Kibicuję im, ale mam w głowie taki mętlik, bo przecież jest jeszcze Adam. Niby nie daję mu jakichś większych szans, ale co, jeśli Marcela postanowi sobie zrobić taki ~rebound na nim, i za Fabiana //I// za Bartka? Przecież gdyby to się stało, i gdyby Bartek się o tym dowiedział, to też tak by się wkurzył, nawet nie o to, że go... no właśnie? zdradziła? Ale że zachowała się nieodpowiedzialnie. Kurde, jakby to, co się stało było odpowiedzialne w stu procentach.
    Ciekawe, czy Bartek wyzna wszystko Natalii, czy będzie kisił to wszystko w sobie.

    WIĘCEJ PYTAŃ NIŻ ODPOWIEDZI, NO KOCHAM PRZECIEŻ.
    I czekam na 8!!!
    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieśmiało napiszę komentarz po prawie dwóch tygodniach od dodania tego posta. Ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że jestem tu od wczoraj :D
    Sama nie wiem od czego powinnam zacząć. Marcela i Kurek to tacy fajni przyjaciele byli! Po paru rozdziałach miałam nadzieję na jakiś taki zwrot akcji jak w 6. rozdziale, ale przyznam, że nie spodziewałam się go tak szybko. I nagle. I w ogóle. Jest ciągle ta Natalia. I głupi Bartoszek sobie poszedł. I co teraz?
    Przepraszam ale jakoś teraz nie stać mnie na nic więcej. Trochę chyba jestem w szoku po tych dwóch ostatnich rozdziałach. Nie dość że trochę się dowiedzieliśmy o Marceli (to całe pływanie) to jeszcze ta akcja z Bartkiem... Lepszego momentu do takiego wyskoku jak przed wyjazdem na dłużej z dziewczyną chyba nie mógł sobie wybrać, serio :/
    Zwłaszcza że Natalia to u Ciebie złota kobieta po prostu. Taka idealna, że aż nie wiem jak Bartek wybrnie z tej sytuacji żeby jak najmniej ją zranić.
    Strasznie nieskładny ten komentarz. Zazwyczaj staram się żeby moje komentarze miały ręce i nogi... a tu taki klops. Wybacz :(
    Jeszcze tak kompletnie nie do sprawy Bartka i Marceliny (których rozmowy są fantastyczne tak btw <3) - kocham Piotrka N. i rudego kocura. Miłością niepoprawną i niewytłumaczalną.
    Zostaję na dłużej, jak mogłoby być inaczej po takich akcjach? :D
    Czekam na ósemkę ;)
    Buziaki!

    (Ehhh. Znowu zapomniałm a nie wiem gdzie włożyć tę informację ;_; Prawdę mówiąc kupiłaś mnie już na wstępie "High hopes". Kocham tę piosenkę! Potem jeszcze był gdzieś Jason Walker... Cudnie :3)

    OdpowiedzUsuń