-
Pociąg ze stacji Kraków Główny do stacji Rzeszów Główny wjedzie na tor drugi
przy peronie pierwszym – oznajmił znudzony damski głos. Nowakowski podniósł się
z ławki, na której przesiadywał już od pół godziny, grając w Angry Birds i z
ulgą odnotował, że stary i mocno rozklekotany pociąg rzeczywiście zbliża się do
stacji. Dobrze, że był oazą spokoju, bo te opóźnienia mogą człowieka
doprowadzić do szewskiej pasji. Albo jak to się mówi: kurwicy. Schował telefon
do kieszeni, podchodząc bliżej pociągu i starając się wypatrzeć znajomą twarz
wśród ludzi wysypujących się ze środka.
- Bu! – poczuł, jak ktoś uderza go
delikatnie w ramię. Odwrócił się i nim stojąca obok niego blondynka zdążyła
cokolwiek powiedzieć, poczochrał jej
włosy i objął mocno. – Piter, udusisz mnie!
- Ja się po prostu umiem witać,
kochana! – powiedział, zwalniając uścisk. – Matko Boska Nowakowska! Na ile ty
przyjechałaś?
Siatkarz wskazał podbródkiem na
wielką czerwoną walizkę, którą Marcelina trzymała za wysuniętą rączkę.
Dziewczyna wydęła dolną wargę, zrobiła krok w bok, chcąc trochę zasłonić bagaż.
Liczyła, że optycznie zmniejszy to jego rozmiary, bo – faktycznie – walizka
była tak wielka, że spokojnie mogłaby zabrać ją ze sobą na miesięczny wyjazd w
góry pod namioty w czasie trzydziestostopniowych mrozów, i z całym sprzętem,
który by się w niej zmieścił, spokojnie miałaby szanse na przeżycie.
- Ojej, no bo mniejsza walizka
została u rodziców, a torbę pożyczyłam Bartkowi i muszę… - zawahała się. – Po
prostu musiałam wziąć taką dużą. Ale nie martw się, wracam w niedzielę
wieczorem, bo w poniedziałek muszę stawić się na uczelni.
- Dobra, chodź, bo Ola czeka z
obiadem. I pewnie dostaniemy opieprz, że się spóźniliśmy. Będzie na ciebie –
zagroził.
- Podróż minęła mi świetnie,
dziękuję, że pytasz, Piotrusiu – powiedziała, szturchając go w ramię.
Chwilę później siedzieli już w
samochodzie („Mistrzowie Świata chyba całkiem nieźle zarabiają, co?”) ,
śpiewając z Beatą Kozidrak (poza rapem Piotrek miał w samochodzie płytę Bajmu,
Rynkowskiego i Krawczyka, a w odpowiedzi na pytający wzrok przyjaciółki
wzruszył ramionami i mruknął coś w stylu „nocotomamyniemoje”). Marcelina na
siedzeniu pasażera machała dodatkowo rękami, a Nowakowski pogwizdywał co jakiś
czas, dołączając do niej, gdy złapało ich czerwone światło. Zajechali na
osiedlowy parking, zwracając uwagę jednej starszej pani i kilku młodych
chłopaków z deskorolkami, których prawdopodobnie zaciekawił widok dość znanego
siatkarza lokalnego klubu w całkiem drogim samochodzie, z którego dobiegały
dźwięki, o jakie nikt dziś młodych ludzi nie podejrzewa. I kiedy Marcelina
zaśpiewała wraz z wokalistką „Co mi panie dasz?”, nie zwracając uwagi na to, że
Piotrek wspaniałomyślnie otworzył okno, grupa nastolatków parsknęła śmiechem, a
starsza kobiecina chyba zwątpiła w ludzi.
- Kurczaka z warzywami –
odpowiedział Piotrek, któremu ze śmiechu z oczu zaczęły płynąć łzy, a którego
radość spotęgował widok czerwonej ze wstydu Marceliny próbującej go zabić
spojrzeniem.
- Błagam, tylko nie kurczaka.
~*~
Kurczak okazał się całkiem niezły,
jakkolwiek Marcelina wszelkiego drobiu mniejszego i większego miała serdecznie
dość. Atmosfera była czysto „obiadowa” –
rozmawiali o nieistotnych wydarzeniach ostatnich dni. Żadne z nich nie zaczęło
niewygodnych tematów, choć wszyscy czuli, że i na to nadejdzie pora. Piotrek
opowiadał o treningach i starcie PlusLigi, udając oburzenie, gdy Marcela
przyznała, że ostatnio nie jest na bieżąco. Jakoś nie po drodze było jej z
siatkówką. W tym momencie Nowakowski postanowił opowiedzieć swojej narzeczonej
o popisie wokalnym, jaki Perlińska dała na parkingu. Ola wybuchła szczerym
śmiechem, Piotrek zarechotał, co rzadko mu się zdarzało i nawet Marcelinie
udzieliła się ta ich wesołość. Po obiedzie pomogła Oli pozmywać, a lodów na
deser – albo raczej podwieczorek - odmówiła. Zamiast lodów przyszli państwo
Nowakowscy zaserwowali jej za to wiadomość o swoich zaręczynach, na co
Marcelina zareagowała rozdziawioną buzią i uniesionymi brwiami.
- Ale ty wiesz, na co się piszesz,
Olka? – spytała, krzyżując ręce na piersi. Na głośne pitowe „EEEEEEEJ, TY
BRUTUSIE” zaśmiała się i szturchnęła Nowakowskiego w ramię. – No dobra,
błogosławię wam, życzę szczęścia na nowej drodze życia i gromadki dzieci.
Chociaż nie wiem, czy z tobą to byłoby rozsądne. No, dobra, dobra! Żartuję.
- Ja myślę, że żartujesz – mruknął
Piotrek. – Bo jak nie, to cię na weselu posadzimy koło cioci Stasi, a uwierz,
tego byś nie chciała, kochanieńka. Nikt by tego nie chciał. Nawet wujek Romek
nie mógł jej znieść i umarł dziesięć lat po ślubie. Znaczy mama mi tak mówiła,
ja go nie poznałem. Bo wiesz, ciocia Stasia ma ze sto lat, nie dosłyszy, pluje
przy mówieniu i w ogóle jest…
- Spóźnisz się na trening – wtrąciła
Ola, spoglądając na zegarek. – I przestań opowiadać bajki, poznałam ciocię
Stasię i jest uroczą staruszką. Masz jakąś traumę z dzieciństwa chyba.
- Pojechałem raz do niej na tydzień
na wakacje z kuzynami – rzucił Piotrek, zbierając swoje rzeczy na trening. –
Próbowała nas otruć.
Dyskusja
dobiegła końca, bo Marcelina poczuła, że drążenie tematu mogłoby być cokolwiek
niebezpieczne. Piotrek wyszedł, żegnając Poli – kotkę będącą najważniejszym
stworzeniem w domu – cmoknięciem w
pyszczek. Wymruczał jej też, że jest najwspanialszą, najcudowniejszą koteczką
na świecie i jego księżniczką, po czym rzucił krótkie „cześć, dziewczyny” i
tyle go widzieli. No tak, od razu widać, że z jedną z pań był zaręczony, z
drugą od wielu lat się przyjaźnił, a kot był w tym domu od niecałego roku.
Wszystko w porządku.
~*~
Nowakowski wspinał się powoli po
schodach na swoje trzecie piętro i coraz bardziej niepokoił się dobiegającymi z
góry odgłosami. Jeszcze bardziej zmartwił się, gdy usłyszał głośny śmiech
kobiecy, który przebił się przez dudniącą muzykę. Rzucił okiem na zegarek, który
wskazywał, że do dwudziestej drugiej pozostało jeszcze niecałe piętnaście
minut. Modlił się, by wszystkie dochodzące do niego dźwięki były jedynie
złudzeniem, skutkiem za ciężkiego treningu. Kowal ostatnimi czasy zdecydowanie
przesadzał z intensywnością ćwiczeń, musiały to więc być jakieś potreningowe
halucynacje. Niemożliwe, że te hałasy dochodziły z jego mieszkania.
A jednak.
- PIOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOTREK! –
Ola z radosnym piskiem podbiegła do niego i oplotła go rękami wokół talii.
Nowakowski uniósł brwi, nie
dowierzając temu, co widział. Przyklejona do jego boku Ola chichotała, czkając
co chwila, a na kanapie z otwartą butelką jakiegoś taniego wina w ręce
siedziała Marcelina przytulająca Poli i próbująca zrobić sobie zdjęcie swoim
telefonem. Na stoliku w salonie stały dwie całkowicie opróżnione już szklane
butelki i jedna wciąż pełna.
- Co. Tu. Się. Odjebało. – wycedził,
wyłączając muzykę, gdy już udało mu się wyrwać z objęć narzeczonej. – Jezu,
dlaczego znowu ominęła mnie impreza?
- Piotruuuuuusiuuuuuuu – pisnęła Marcelina,
zrezygnowawszy z pijackich selfie z kotem. Poli miauknęła i kiedy tylko
Perlińska ją puściła, uciekła do sąsiedniego pokoju. – Chciałyśmy na ciebie
posze… – czknięcie - …kacz. Ale cię nie było. A to winko się tak, PYK!,
otworzyło się samo no.
Środkowy Resovii pokręcił głową, wciąż
nie mogąc uwierzyć w to, co działo się na jego oczach. Wzniósł oczy do nieba,
bo kto to widział, żeby to on był najbardziej odpowiedzialną osobą w
towarzystwie? Rzucił w kąt torbę treningową, zgarnął ze stolika puste butelki i
jednym spojrzeniem uciszył Olę, która w czasie buszowania po lodówce zaczęła
śpiewać „All the single ladies”. Usiadł na kanapie, mimo głośnych protestów
Perlińskiej, która musiała podkurczyć nogi, otworzył wino i pociągnął spory
łyk.
- Mogę. Jutro nie ma treningu
porannego – wytłumaczył się bardziej sobie samemu, niż komukolwiek innemu, bo
żadna z dziewczyn nie była specjalnie zainteresowana tym, co akurat robił.
- Piotrek, bo wiesz, Marcelinka
bardzo dużo papierosów pali – powiedziała Ola, celując w przyjaciółkę palcem
wskazującym. – Nie, żeby mi to jakoś przeszkadzało. Ale to nieładnie.
- Nie, wcale nie – Perlińska pokręciła
energicznie głową. Zbliżyła palec wskazujący do kciuka, pozostawiając między
nimi jedynie kilkumilimetrową przestrzeń. – No, może tyle. Tylko. Tak
odrobinkę. Tak… PITU-PITU.
Ola ze śmiechu prawie się udusiła,
Piotrek próbował uderzyć głową o stolik, ale nie był w stanie zgiąć się do tego
stopnia, siedząc po turecku, a kot w drugim pokoju zamiauczał żałośnie. Koty
rozumieją. Spytajcie Nowakowskiego, on wam wyjaśni.
Następna godzina była jedną z
najcięższych w życiu Pita. Nie dość, że był jedyną trzeźwą osobą w
towarzystwie, to jeszcze na jego kompanię składały się dwie blondynki, z
których jedna zastanawiała się, co by się stało, gdyby zrzuciła arbuza z
trzeciego piętra (przemilczał, ale upewnił się, że w lodówce nie ma wyżej
wspomnianego owocu), a drugiej włączył się tryb samotnej kobiety.
- Mój Bo-o-o-oże – pisnęła Marcelina.
– Co jest ze mną nie taaaaaaaak?
- Wszystko, Perlińska.
- No prze-e-e-estań. Przecież nie
jest tak tra-a-a-gicznie.
- Jest gorzej. Serio.
Ola podeszła do Marceliny, która
najzwyczajniej w świecie zaczęła płakać i zanosić się pijackim szlochem,
cmoknęła ją w czubek głowy, przytuliła do piersi niczym matka i zaraz potem
oznajmiła, że słyszy wołanie z sypialni, że to chyba Poli jej potrzebuje i
pójdzie sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Dwie minuty później do uszu
pozostałej dwójki dobiegło ciche pochrapywanie.
- Piotrusiu, ale ty wiesz, że ja tak
normalnie to nie płaczę, nie? Wcale. Prawie. No dobra, tylko czasem. Ale
popatrz tylko, jaka ja jestem. Jak to mam określić w ogóle? Popierdolooo…
- Pogubiona – podsunął Nowakowski.
- Nie, ja wiem, gdzie jestem,
Piotrek. Jestem w Rzeszowie.
- Gratulacje, nie spodziewałem się,
że twoja świadomość pozostała na tak wysokim poziomie – Piotrek zaklaskał i
gwizdnął z podziwem. Zaśmiał się na widok miny Perlińskiej. Otoczył ją
ramieniem i pozwolił, by przyjaciółka położyła głowę na jego klatce piersiowej.
Siedzieli tak dobre pięć minut, aż Marcelina całkiem się uspokoiła i przestała
pochlipywać. – Marcela, mogę cię o coś zapytać?
- A jak ci zabronię, to tego nie
zrobisz?
- I tak to zrobię – wzruszył ramionami.
- To pytaj – rzuciła z lekkim
zaciekawieniem. – Wiesz co? Ja i tak tego jutro nie będę pamiętać. Ale jakbyś
mi wino podał… Ooooo, dzięęęęęęki. Kochany jesteś. Czasem.
Nowakowski zaśmiał się (bo chyba nie
pozostało mu już nic innego) i poczekał, aż Marcelina wypije resztkę trunku,
która znajdowała się jeszcze w szklanej butelce. Od dawna chciał ją o to
zapytać, a wiedział, że lepsza okazja może się nie nadarzyć. W końcu stan
lekkiego upojenia alkoholowego sprzyja szczerości i tak dalej. Nie żeby sam coś
o tym wiedział – to ze słyszenia.
- Wiesz, że się martwię. O ciebie i
o Bartka też.
Perlińska odsunęła się od niego na
odległość ramienia i przyjrzała mu się badawczo. Odstawiła pustą butelkę po
winie na stolik, skrzyżowała ręce na piersi i przez moment wydawała się nawet
trzeźwa. Wrażenie to minęło jednak równie szybko, jak się pojawiło. Na jej
twarzy, która była wciąż trochę opuchnięta po ostatnim napadzie płaczu,
wymalował się szczery smutek. Nic więcej Piotrek nie potrafił z niej wyczytać.
- Piotrusiu – zaczęła, bardzo
starając się mówić wyraźnie, co bardzo utrudniała jej ilość wina, jaką w siebie
wlała tego wieczoru. – Życie jest do dupy, to już wiemy. No jak to, nie patrz
tak na mnie, ustaliliśmy to przedtem! Dobra, ja ustaliłam. Ale czy musimy to
roztrząsać?
- Tak.
- Kurwa – zaklęła pod nosem. –
Twarda sztuka.
- Co tam się podziało, co?
Marcelina wbiła wzrok w ścianę, chcąc
dać sobie trochę czasu, a na Piotrku sprawić wrażenie, jakoby próbowała zebrać
myśli. W rzeczywistości potrzebowała chwili, by móc w ogóle wydobyć z siebie
głos, bo coś ścisnęło ją za gardło, a oczy zaczęły ją piec. Poczuła potrzebę
zapalenia papierosa. A ta jej część, która była kompletnie pijaniutka,
potrzebowała też usłyszeć głos Bartka. Nawet, jeśli był środek nocy.
- Piotrusiuuuuuuuuu, ja muszę
zapalić.
- Rozmawiaj ze mną, Perlińska.
- Ale ja muszę zapalić! – miała
ochotę zacisnąć dłonie w pięści i tupnąć nogą. – No weź, ja na balkon pójdę,
zapalę sobie i ci wszystko powiem. Wyśpiewam jak na spowiedzi! Jak na pierwszej
spowiedzi! Rachunek sumienia zrobię, otworzę się przed tobą, tylko…
- Dobra, już. Idź.
- A dałbyś mi twój telefon?
- Czemu?
- Bo ode mnie nie odbierze.
- Perlińska, jest środek cholernej
nocy. Nie wydurniaj się.
- Piotrek, ale ja muszę.
Poddał się, widząc jej zbolałą minę
i odblokował ekran swojego telefonu. Wybrał numer Bartka, co by się dziewczyna
nie musiała męczyć (w jej obecnym stanie bardziej prawdopodobne było, że
zadzwoni po striptizerów, chcąc znaleźć odpowiedni kontakt) i podał jej aparat.
Obdarzyła go pełnym wdzięczności uśmiechem i wyszła na balkon, gdzie odpaliła
papierosa i przycisnęła sobie telefon do ucha. Obserwował ją przez przymknięte
drzwi. Widział pełną napięcia twarz, jej zaciśnięte szczęki i drżenie dłoni, w
której trzymała fajkę.
Czas zaczął niemiłosiernie jej się
dłużyć, sygnał w słuchawce powodował pulsujący ból głowy, który narastał z
każdym kolejnym piknięciem. Ostatnio tak zdenerwowana była przed pobieraniem
krwi, po którym zresztą zemdlała. Nie docierało do niej, w jak absurdalnej była
sytuacji, być może miała to sobie uświadomić dopiero następnego dnia, kiedy
wraz z kacem przyjdą do niej wyrzuty sumienia i w miarę trzeźwe myśli. Mijały
kolejne sekundy, a ona zaczynała tracić nadzieję, że Bartek odbierze. Spojrzała
z rezygnacją w stronę Piotrka, który uważnie jej się przypatrywał. I kiedy
odsunęła telefon od ucha, żeby się rozłączyć, usłyszała zaspany bartkowy głos.
Głos, którego brakowało jej przez ostatnie miesiące.
- Halo? – Jej warga zadrgała, do
oczu napłynęły łzy. – Stary, czy ciebie popierdoliło?
Chciała się odezwać. Powiedzieć mu,
jak cholernie za nim tęskni, jak żałuje wszystkiego, co się stało. Że
potrzebuje go znów obok siebie i jeśli czegokolwiek na świecie jest pewna, to
właśnie tego, że chce, by był przy niej. Żeby było jak kiedyś. Z jej oczu
popłynęły łzy i wstrzymywany wcześniej szloch wstrząsnął całym jej ciałem. Z
jej ust wydobyło się ciche chlipnięcie. Nie zauważyła, kiedy Nowakowski znalazł
się przy niej i objął ją swoimi potężnymi ramionami. Przycisnęła mocniej
słuchawkę do ucha, wciąż nie będąc jednak w stanie się odezwać.
- Piotrek, co ty odwalasz? Ja
pierdolę, co to za chora akcja?
Chlipnięcie. Ani jednego słowa.
Piotrek wyjął jej telefon z dłoni i przyłożył sobie do ucha.
- Bartek? Ja ci to wszystko jutro
wyjaśnię.
Kurek rozłączył się, mrucząc coś, że
„ma taką, kurwa, nadzieję”, nim Piotrek zdążył cokolwiek dodać. Nowakowski zablokował
ekran i wsunął telefon do kieszeni spodni. Marcelina spojrzała na niego
przepraszająco, odsunęła się nieznacznie i usiadła na posadzce balkonowej, opierając
się o barierki. Pociągnęła Piotrka za rękę, żeby usiadł koło niej, co
natychmiast zrobił. Nie odezwał się jednak, poczekał, aż dziewczyna się
uspokoi. Wiedział, że i tak wszystko mu opowie. Po tym, czego był świadkiem,
czuła się zresztą zobowiązana do wyjaśnień.
- Ja chyba wiem, skąd te moje
problemy z facetami, wiesz? – pisnęła ledwo dosłyszalnie. – Żaden nie jest nim.
A ja tak cholernie bym tego chciała. Kurde, nigdy się do tego przed sobą samą
nie przyznałam. Ale to musi być to. W każdym facecie szukam tego pieprzonego
Kuraka-Siuraka. I w żadnym go nie znajduję. Bo on jest jeden na świecie. I jest
Natalii, nie mój. I jak przypuszczam, nic tego nie zmieni. Zresztą… Nie no,
wiesz, ja im serio życzę szczęścia. Tylko że osobno. Nie razem.
- Też mi się wydaje, że z tobą
stworzyłby lepszą parę.
- A nie myślisz, że byśmy się
wyzabijali?
- To przynajmniej umieralibyście
szczęśliwi. Jakby co, to pamiętaj, będę w twoim teamie.
Perlińska parsknęła śmiechem i zbiła
z Nowakowskim żółwika. Odetchnęła głęboko, czując, że wreszcie komuś musi
wyznać całą prawdę i że nie ma nikogo lepszego niż Piotrek, by jej wysłuchać.
- Poszliśmyzesobądołóżka –
wyrzuciła, nie patrząc na przyjaciela.
- Słucham?
- No, przespaliśmy się ze sobą. Nie
każ mi tego powtarzać, to jest jeszcze bardziej pojebane, kiedy jestem pijana.
- O kurwa.
- No wiem.
Nowakowskiego zatkało, wbiło w
barierki, wgniotło w ziemię i generalnie sponiewierało. Rozdziawił kilka razy
buzię, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Spojrzał na Marcelinę, chcąc
się upewnić, czy dobrze usłyszał. Wpatrywała się w niego wyczekująco przez
chwilę, następnie skrzywiła się i przymknęła oczy.
- Pioooooootrusiu…
- No?
- Bo ja chyba będę rzygać.
***
nie wiem, jakie to jest, ocenę pozostawiam wam.
dla mnie najważniejsze jest to, że w ogóle coś się tu pojawia.
i że jest to najdłuższy rozdział w całej naszej lekko ponad rocznej historii.
chciałam jeszcze napisać WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, BARTOSZ (wiem, że to za parę dni, ale terminy nam nie pykły, sorki)
i że fajnie, jeśli jeszcze tu jesteście.
i że nie sądziłam, że jest was aż tyle.
śmiało, jeśli macie jakieś uwagi, to podzielcie się nimi w komentarzach.
będzie mi niezmiernie miło!
do napisania, Kurczaki moje kochane!