środa, 24 sierpnia 2016

9. Let's raise a glass or two


- Pociąg ze stacji Kraków Główny do stacji Rzeszów Główny wjedzie na tor drugi przy peronie pierwszym – oznajmił znudzony damski głos. Nowakowski podniósł się z ławki, na której przesiadywał już od pół godziny, grając w Angry Birds i z ulgą odnotował, że stary i mocno rozklekotany pociąg rzeczywiście zbliża się do stacji. Dobrze, że był oazą spokoju, bo te opóźnienia mogą człowieka doprowadzić do szewskiej pasji. Albo jak to się mówi: kurwicy. Schował telefon do kieszeni, podchodząc bliżej pociągu i starając się wypatrzeć znajomą twarz wśród ludzi wysypujących się ze środka.
            - Bu! – poczuł, jak ktoś uderza go delikatnie w ramię. Odwrócił się i nim stojąca obok niego blondynka zdążyła cokolwiek powiedzieć,  poczochrał jej włosy i objął mocno. – Piter, udusisz mnie!
            - Ja się po prostu umiem witać, kochana! – powiedział, zwalniając uścisk. – Matko Boska Nowakowska! Na ile ty przyjechałaś?
            Siatkarz wskazał podbródkiem na wielką czerwoną walizkę, którą Marcelina trzymała za wysuniętą rączkę. Dziewczyna wydęła dolną wargę, zrobiła krok w bok, chcąc trochę zasłonić bagaż. Liczyła, że optycznie zmniejszy to jego rozmiary, bo – faktycznie – walizka była tak wielka, że spokojnie mogłaby zabrać ją ze sobą na miesięczny wyjazd w góry pod namioty w czasie trzydziestostopniowych mrozów, i z całym sprzętem, który by się w niej zmieścił, spokojnie miałaby szanse na przeżycie.
            - Ojej, no bo mniejsza walizka została u rodziców, a torbę pożyczyłam Bartkowi i muszę… - zawahała się. – Po prostu musiałam wziąć taką dużą. Ale nie martw się, wracam w niedzielę wieczorem, bo w poniedziałek muszę stawić się na uczelni.
            - Dobra, chodź, bo Ola czeka z obiadem. I pewnie dostaniemy opieprz, że się spóźniliśmy. Będzie na ciebie – zagroził.
            - Podróż minęła mi świetnie, dziękuję, że pytasz, Piotrusiu – powiedziała, szturchając go w ramię.
            Chwilę później siedzieli już w samochodzie („Mistrzowie Świata chyba całkiem nieźle zarabiają, co?”) , śpiewając z Beatą Kozidrak (poza rapem Piotrek miał w samochodzie płytę Bajmu, Rynkowskiego i Krawczyka, a w odpowiedzi na pytający wzrok przyjaciółki wzruszył ramionami i mruknął coś w stylu „nocotomamyniemoje”). Marcelina na siedzeniu pasażera machała dodatkowo rękami, a Nowakowski pogwizdywał co jakiś czas, dołączając do niej, gdy złapało ich czerwone światło. Zajechali na osiedlowy parking, zwracając uwagę jednej starszej pani i kilku młodych chłopaków z deskorolkami, których prawdopodobnie zaciekawił widok dość znanego siatkarza lokalnego klubu w całkiem drogim samochodzie, z którego dobiegały dźwięki, o jakie nikt dziś młodych ludzi nie podejrzewa. I kiedy Marcelina zaśpiewała wraz z wokalistką „Co mi panie dasz?”, nie zwracając uwagi na to, że Piotrek wspaniałomyślnie otworzył okno, grupa nastolatków parsknęła śmiechem, a starsza kobiecina chyba zwątpiła w ludzi.
            - Kurczaka z warzywami – odpowiedział Piotrek, któremu ze śmiechu z oczu zaczęły płynąć łzy, a którego radość spotęgował widok czerwonej ze wstydu Marceliny próbującej go zabić spojrzeniem.
            - Błagam, tylko nie kurczaka.

~*~

            Kurczak okazał się całkiem niezły, jakkolwiek Marcelina wszelkiego drobiu mniejszego i większego miała serdecznie dość.  Atmosfera była czysto „obiadowa” – rozmawiali o nieistotnych wydarzeniach ostatnich dni. Żadne z nich nie zaczęło niewygodnych tematów, choć wszyscy czuli, że i na to nadejdzie pora. Piotrek opowiadał o treningach i starcie PlusLigi, udając oburzenie, gdy Marcela przyznała, że ostatnio nie jest na bieżąco. Jakoś nie po drodze było jej z siatkówką. W tym momencie Nowakowski postanowił opowiedzieć swojej narzeczonej o popisie wokalnym, jaki Perlińska dała na parkingu. Ola wybuchła szczerym śmiechem, Piotrek zarechotał, co rzadko mu się zdarzało i nawet Marcelinie udzieliła się ta ich wesołość. Po obiedzie pomogła Oli pozmywać, a lodów na deser – albo raczej podwieczorek - odmówiła. Zamiast lodów przyszli państwo Nowakowscy zaserwowali jej za to wiadomość o swoich zaręczynach, na co Marcelina zareagowała rozdziawioną buzią i uniesionymi brwiami.
            - Ale ty wiesz, na co się piszesz, Olka? – spytała, krzyżując ręce na piersi. Na głośne pitowe „EEEEEEEJ, TY BRUTUSIE” zaśmiała się i szturchnęła Nowakowskiego w ramię. – No dobra, błogosławię wam, życzę szczęścia na nowej drodze życia i gromadki dzieci. Chociaż nie wiem, czy z tobą to byłoby rozsądne. No, dobra, dobra! Żartuję.
            - Ja myślę, że żartujesz – mruknął Piotrek. – Bo jak nie, to cię na weselu posadzimy koło cioci Stasi, a uwierz, tego byś nie chciała, kochanieńka. Nikt by tego nie chciał. Nawet wujek Romek nie mógł jej znieść i umarł dziesięć lat po ślubie. Znaczy mama mi tak mówiła, ja go nie poznałem. Bo wiesz, ciocia Stasia ma ze sto lat, nie dosłyszy, pluje przy mówieniu i w ogóle jest…
            - Spóźnisz się na trening – wtrąciła Ola, spoglądając na zegarek. – I przestań opowiadać bajki, poznałam ciocię Stasię i jest uroczą staruszką. Masz jakąś traumę z dzieciństwa chyba.
            - Pojechałem raz do niej na tydzień na wakacje z kuzynami – rzucił Piotrek, zbierając swoje rzeczy na trening. – Próbowała nas otruć.
Dyskusja dobiegła końca, bo Marcelina poczuła, że drążenie tematu mogłoby być cokolwiek niebezpieczne. Piotrek wyszedł, żegnając Poli – kotkę będącą najważniejszym stworzeniem w domu  – cmoknięciem w pyszczek. Wymruczał jej też, że jest najwspanialszą, najcudowniejszą koteczką na świecie i jego księżniczką, po czym rzucił krótkie „cześć, dziewczyny” i tyle go widzieli. No tak, od razu widać, że z jedną z pań był zaręczony, z drugą od wielu lat się przyjaźnił, a kot był w tym domu od niecałego roku. Wszystko w porządku.

~*~

            Nowakowski wspinał się powoli po schodach na swoje trzecie piętro i coraz bardziej niepokoił się dobiegającymi z góry odgłosami. Jeszcze bardziej zmartwił się, gdy usłyszał głośny śmiech kobiecy, który przebił się przez dudniącą muzykę. Rzucił okiem na zegarek, który wskazywał, że do dwudziestej drugiej pozostało jeszcze niecałe piętnaście minut. Modlił się, by wszystkie dochodzące do niego dźwięki były jedynie złudzeniem, skutkiem za ciężkiego treningu. Kowal ostatnimi czasy zdecydowanie przesadzał z intensywnością ćwiczeń, musiały to więc być jakieś potreningowe halucynacje. Niemożliwe, że te hałasy dochodziły z jego mieszkania.
            A jednak.
            - PIOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOTREK! – Ola z radosnym piskiem podbiegła do niego i oplotła go rękami wokół talii.
            Nowakowski uniósł brwi, nie dowierzając temu, co widział. Przyklejona do jego boku Ola chichotała, czkając co chwila, a na kanapie z otwartą butelką jakiegoś taniego wina w ręce siedziała Marcelina przytulająca Poli i próbująca zrobić sobie zdjęcie swoim telefonem. Na stoliku w salonie stały dwie całkowicie opróżnione już szklane butelki i jedna wciąż pełna.
            - Co. Tu. Się. Odjebało. – wycedził, wyłączając muzykę, gdy już udało mu się wyrwać z objęć narzeczonej. – Jezu, dlaczego znowu ominęła mnie impreza?
            - Piotruuuuuusiuuuuuuu – pisnęła Marcelina, zrezygnowawszy z pijackich selfie z kotem. Poli miauknęła i kiedy tylko Perlińska ją puściła, uciekła do sąsiedniego pokoju. – Chciałyśmy na ciebie posze… – czknięcie - …kacz. Ale cię nie było. A to winko się tak, PYK!, otworzyło się samo no.
            Środkowy Resovii pokręcił głową, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co działo się na jego oczach. Wzniósł oczy do nieba, bo kto to widział, żeby to on był najbardziej odpowiedzialną osobą w towarzystwie? Rzucił w kąt torbę treningową, zgarnął ze stolika puste butelki i jednym spojrzeniem uciszył Olę, która w czasie buszowania po lodówce zaczęła śpiewać „All the single ladies”. Usiadł na kanapie, mimo głośnych protestów Perlińskiej, która musiała podkurczyć nogi, otworzył wino i pociągnął spory łyk.
            - Mogę. Jutro nie ma treningu porannego – wytłumaczył się bardziej sobie samemu, niż komukolwiek innemu, bo żadna z dziewczyn nie była specjalnie zainteresowana tym, co akurat robił.
            - Piotrek, bo wiesz, Marcelinka bardzo dużo papierosów pali – powiedziała Ola, celując w przyjaciółkę palcem wskazującym. – Nie, żeby mi to jakoś przeszkadzało. Ale to nieładnie.
            - Nie, wcale nie – Perlińska pokręciła energicznie głową. Zbliżyła palec wskazujący do kciuka, pozostawiając między nimi jedynie kilkumilimetrową przestrzeń. – No, może tyle. Tylko. Tak odrobinkę. Tak… PITU-PITU.
            Ola ze śmiechu prawie się udusiła, Piotrek próbował uderzyć głową o stolik, ale nie był w stanie zgiąć się do tego stopnia, siedząc po turecku, a kot w drugim pokoju zamiauczał żałośnie. Koty rozumieją. Spytajcie Nowakowskiego, on wam wyjaśni.
            Następna godzina była jedną z najcięższych w życiu Pita. Nie dość, że był jedyną trzeźwą osobą w towarzystwie, to jeszcze na jego kompanię składały się dwie blondynki, z których jedna zastanawiała się, co by się stało, gdyby zrzuciła arbuza z trzeciego piętra (przemilczał, ale upewnił się, że w lodówce nie ma wyżej wspomnianego owocu), a drugiej włączył się tryb samotnej kobiety.
            - Mój Bo-o-o-oże – pisnęła Marcelina. – Co jest ze mną nie taaaaaaaak?
            - Wszystko, Perlińska.
            - No prze-e-e-estań. Przecież nie jest tak tra-a-a-gicznie.
            - Jest gorzej. Serio.
            Ola podeszła do Marceliny, która najzwyczajniej w świecie zaczęła płakać i zanosić się pijackim szlochem, cmoknęła ją w czubek głowy, przytuliła do piersi niczym matka i zaraz potem oznajmiła, że słyszy wołanie z sypialni, że to chyba Poli jej potrzebuje i pójdzie sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Dwie minuty później do uszu pozostałej dwójki dobiegło ciche pochrapywanie.
            - Piotrusiu, ale ty wiesz, że ja tak normalnie to nie płaczę, nie? Wcale. Prawie. No dobra, tylko czasem. Ale popatrz tylko, jaka ja jestem. Jak to mam określić w ogóle? Popierdolooo…
            - Pogubiona – podsunął Nowakowski.
            - Nie, ja wiem, gdzie jestem, Piotrek. Jestem w Rzeszowie.
            - Gratulacje, nie spodziewałem się, że twoja świadomość pozostała na tak wysokim poziomie – Piotrek zaklaskał i gwizdnął z podziwem. Zaśmiał się na widok miny Perlińskiej. Otoczył ją ramieniem i pozwolił, by przyjaciółka położyła głowę na jego klatce piersiowej. Siedzieli tak dobre pięć minut, aż Marcelina całkiem się uspokoiła i przestała pochlipywać. – Marcela, mogę cię o coś zapytać?
            - A jak ci zabronię, to tego nie zrobisz?
            - I tak to zrobię – wzruszył ramionami.
            - To pytaj – rzuciła z lekkim zaciekawieniem. – Wiesz co? Ja i tak tego jutro nie będę pamiętać. Ale jakbyś mi wino podał… Ooooo, dzięęęęęęki. Kochany jesteś. Czasem.
            Nowakowski zaśmiał się (bo chyba nie pozostało mu już nic innego) i poczekał, aż Marcelina wypije resztkę trunku, która znajdowała się jeszcze w szklanej butelce. Od dawna chciał ją o to zapytać, a wiedział, że lepsza okazja może się nie nadarzyć. W końcu stan lekkiego upojenia alkoholowego sprzyja szczerości i tak dalej. Nie żeby sam coś o tym wiedział – to ze słyszenia.
            - Wiesz, że się martwię. O ciebie i o Bartka też.
            Perlińska odsunęła się od niego na odległość ramienia i przyjrzała mu się badawczo. Odstawiła pustą butelkę po winie na stolik, skrzyżowała ręce na piersi i przez moment wydawała się nawet trzeźwa. Wrażenie to minęło jednak równie szybko, jak się pojawiło. Na jej twarzy, która była wciąż trochę opuchnięta po ostatnim napadzie płaczu, wymalował się szczery smutek. Nic więcej Piotrek nie potrafił z niej wyczytać.
            - Piotrusiu – zaczęła, bardzo starając się mówić wyraźnie, co bardzo utrudniała jej ilość wina, jaką w siebie wlała tego wieczoru. – Życie jest do dupy, to już wiemy. No jak to, nie patrz tak na mnie, ustaliliśmy to przedtem! Dobra, ja ustaliłam. Ale czy musimy to roztrząsać?
            - Tak.
            - Kurwa – zaklęła pod nosem. – Twarda sztuka.
            - Co tam się podziało, co?
            Marcelina wbiła wzrok w ścianę, chcąc dać sobie trochę czasu, a na Piotrku sprawić wrażenie, jakoby próbowała zebrać myśli. W rzeczywistości potrzebowała chwili, by móc w ogóle wydobyć z siebie głos, bo coś ścisnęło ją za gardło, a oczy zaczęły ją piec. Poczuła potrzebę zapalenia papierosa. A ta jej część, która była kompletnie pijaniutka, potrzebowała też usłyszeć głos Bartka. Nawet, jeśli był środek nocy.
            - Piotrusiuuuuuuuuu, ja muszę zapalić.
            - Rozmawiaj ze mną, Perlińska.
            - Ale ja muszę zapalić! – miała ochotę zacisnąć dłonie w pięści i tupnąć nogą. – No weź, ja na balkon pójdę, zapalę sobie i ci wszystko powiem. Wyśpiewam jak na spowiedzi! Jak na pierwszej spowiedzi! Rachunek sumienia zrobię, otworzę się przed tobą, tylko…
            - Dobra, już. Idź.
            - A dałbyś mi twój telefon?
            - Czemu?
            - Bo ode mnie nie odbierze.
            - Perlińska, jest środek cholernej nocy. Nie wydurniaj się.
            - Piotrek, ale ja muszę.
            Poddał się, widząc jej zbolałą minę i odblokował ekran swojego telefonu. Wybrał numer Bartka, co by się dziewczyna nie musiała męczyć (w jej obecnym stanie bardziej prawdopodobne było, że zadzwoni po striptizerów, chcąc znaleźć odpowiedni kontakt) i podał jej aparat. Obdarzyła go pełnym wdzięczności uśmiechem i wyszła na balkon, gdzie odpaliła papierosa i przycisnęła sobie telefon do ucha. Obserwował ją przez przymknięte drzwi. Widział pełną napięcia twarz, jej zaciśnięte szczęki i drżenie dłoni, w której trzymała fajkę.
            Czas zaczął niemiłosiernie jej się dłużyć, sygnał w słuchawce powodował pulsujący ból głowy, który narastał z każdym kolejnym piknięciem. Ostatnio tak zdenerwowana była przed pobieraniem krwi, po którym zresztą zemdlała. Nie docierało do niej, w jak absurdalnej była sytuacji, być może miała to sobie uświadomić dopiero następnego dnia, kiedy wraz z kacem przyjdą do niej wyrzuty sumienia i w miarę trzeźwe myśli. Mijały kolejne sekundy, a ona zaczynała tracić nadzieję, że Bartek odbierze. Spojrzała z rezygnacją w stronę Piotrka, który uważnie jej się przypatrywał. I kiedy odsunęła telefon od ucha, żeby się rozłączyć, usłyszała zaspany bartkowy głos. Głos, którego brakowało jej przez ostatnie miesiące.
            - Halo? – Jej warga zadrgała, do oczu napłynęły łzy. – Stary, czy ciebie popierdoliło?
            Chciała się odezwać. Powiedzieć mu, jak cholernie za nim tęskni, jak żałuje wszystkiego, co się stało. Że potrzebuje go znów obok siebie i jeśli czegokolwiek na świecie jest pewna, to właśnie tego, że chce, by był przy niej. Żeby było jak kiedyś. Z jej oczu popłynęły łzy i wstrzymywany wcześniej szloch wstrząsnął całym jej ciałem. Z jej ust wydobyło się ciche chlipnięcie. Nie zauważyła, kiedy Nowakowski znalazł się przy niej i objął ją swoimi potężnymi ramionami. Przycisnęła mocniej słuchawkę do ucha, wciąż nie będąc jednak w stanie się odezwać.
            - Piotrek, co ty odwalasz? Ja pierdolę, co to za chora akcja?
            Chlipnięcie. Ani jednego słowa. Piotrek wyjął jej telefon z dłoni i przyłożył sobie do ucha.
            - Bartek? Ja ci to wszystko jutro wyjaśnię.
            Kurek rozłączył się, mrucząc coś, że „ma taką, kurwa, nadzieję”, nim Piotrek zdążył cokolwiek dodać. Nowakowski zablokował ekran i wsunął telefon do kieszeni spodni. Marcelina spojrzała na niego przepraszająco, odsunęła się nieznacznie i usiadła na posadzce balkonowej, opierając się o barierki. Pociągnęła Piotrka za rękę, żeby usiadł koło niej, co natychmiast zrobił. Nie odezwał się jednak, poczekał, aż dziewczyna się uspokoi. Wiedział, że i tak wszystko mu opowie. Po tym, czego był świadkiem, czuła się zresztą zobowiązana do wyjaśnień.
            - Ja chyba wiem, skąd te moje problemy z facetami, wiesz? – pisnęła ledwo dosłyszalnie. – Żaden nie jest nim. A ja tak cholernie bym tego chciała. Kurde, nigdy się do tego przed sobą samą nie przyznałam. Ale to musi być to. W każdym facecie szukam tego pieprzonego Kuraka-Siuraka. I w żadnym go nie znajduję. Bo on jest jeden na świecie. I jest Natalii, nie mój. I jak przypuszczam, nic tego nie zmieni. Zresztą… Nie no, wiesz, ja im serio życzę szczęścia. Tylko że osobno. Nie razem.
            - Też mi się wydaje, że z tobą stworzyłby lepszą parę.
            - A nie myślisz, że byśmy się wyzabijali?
            - To przynajmniej umieralibyście szczęśliwi. Jakby co, to pamiętaj, będę w twoim teamie.
            Perlińska parsknęła śmiechem i zbiła z Nowakowskim żółwika. Odetchnęła głęboko, czując, że wreszcie komuś musi wyznać całą prawdę i że nie ma nikogo lepszego niż Piotrek, by jej wysłuchać.
            - Poszliśmyzesobądołóżka – wyrzuciła, nie patrząc na przyjaciela.
            - Słucham?
            - No, przespaliśmy się ze sobą. Nie każ mi tego powtarzać, to jest jeszcze bardziej pojebane, kiedy jestem pijana.
            - O kurwa.
            - No wiem.
            Nowakowskiego zatkało, wbiło w barierki, wgniotło w ziemię i generalnie sponiewierało. Rozdziawił kilka razy buzię, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Spojrzał na Marcelinę, chcąc się upewnić, czy dobrze usłyszał. Wpatrywała się w niego wyczekująco przez chwilę, następnie skrzywiła się i przymknęła oczy.
            - Pioooooootrusiu…
            - No?
            - Bo ja chyba będę rzygać.
           
 ***
nie wiem, jakie to jest, ocenę pozostawiam wam.
dla mnie najważniejsze jest to, że w ogóle coś się tu pojawia.
i że jest to najdłuższy rozdział w całej naszej lekko ponad rocznej historii.
chciałam jeszcze napisać WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, BARTOSZ (wiem, że to za parę dni, ale terminy nam nie pykły, sorki) 
i że fajnie, jeśli jeszcze tu jesteście.
i że nie sądziłam, że jest was aż tyle.
śmiało, jeśli macie jakieś uwagi, to podzielcie się nimi w komentarzach. 
będzie mi niezmiernie miło!
do napisania, Kurczaki moje kochane!